Czasem warto zaufać intuicji i zaryzykować… Karolina Drogoszcz, architektka zajmująca się kreacją luksusowych i ponadczasowych wnętrz, liderka krakowskiej firmy projektowo-budowlanej Mango Investments, udowadnia, że wyjście ze strefy komfortu, otwartość na świat i niezachwiana gotowość do dzielenia się swoją wiedzą, prowadzą do wielkich osiągnięć. Poznaj filozofię, która ukształtowała jej karierę i uczyniła cenioną ekspertką w branży wnętrzarskiej!
Karolina Drogoszcz: Bagaż to dobre określenie, aż poczułam jego fizyczny ciężar po usłyszeniu tego pytania. Zarówno doświadczenie, różnorodność działań, wykończenia pod klucz, zespół, jak i obsługa klientów premium przyszła z czasem. Krok po kroku. Zaczynałam sama. Od projektów małych łazienek. Może zabrzmi to górnolotnie, lecz do założenia firmy popchnęła mnie potrzeba tworzenia piękna. Ta potrzeba była na tyle paląca, że rzuciłam intratną posadę ze świetnymi perspektywami. Zanim założyłam pracownię projektową, pracowałam kilka miesięcy w portugalskiej firmie Mota Engil, na spokojnym, nie przeładowanym obowiązkami stanowisku Inżyniera Budowy, w przyjaznym środowisku pełnym benefitów i sutego socjalu. Było mi tam jak u Pana Boga za piecem, a jednak potrzeba kreacji była na tyle silna, że któregoś dnia obudziłam się z dojmującym poczuciem straty. Brak kreacji powodował we mnie pustkę. Zdałam sobie sprawę, że wspinam się po drabinie, jednakże jest ona przystawiona do niewłaściwej ściany. I odeszłam, ku wielkiemu zdziwieniu otoczenia. Nikt tego wtedy nie rozumiał, ponieważ nie było to logiczne. W naszym życiu jednak intuicja potrafi odegrać ogromną rolę. Ja nie potrafiłam wyprzeć przekonania, że powinnam spróbować czegoś innego, nawet kosztem tzw. poczucia bezpieczeństwa, które może być pułapką kiedy czujesz, że tylko z tego powodu marnujesz swój największy potencjał. Jestem osobą, która nie boi się zmiany. Poszłam zatem niepewną, samotną i ryzykowną ścieżką, znacznie gorszą finansowo i znacznie bardziej obciążającą psychikę, niż stabilna posada w dużej korporacji. Dziś z perspektywy tych 17 lat wiem, że to był dobry krok. Ale wtedy wszyscy pukali się w głowę. Mango Investments ma na koncie setki tysięcy m2 wnętrz i wiem, że wraz z zespołem mam realny wpływ na poprawę komfortu życia wielu ludzi, robiąc to, co od początku było moim pragnieniem – kreując piękno. To mnie nakręca, cieszy i nadaje sens mojemu życiu. Uwielbiam swoją pracę, choć bywa ciężko, a cena jaką płacę za samorealizację i pełnienie życiowej misji bywa wysoka.
Bycie architektem wnętrz to zawód bardzo odpowiedzialny. Kreujemy przestrzeń do życia, pracy, kochania, wychowywania dzieci, odpoczynku. Przestrzeń otaczająca może wspierać człowieka lub niszczyć jego potencjał oraz energię życiową. Im dłużej projektuję, tym mocniej utwierdzam się w przekonaniu, jak dużą moc i władzę posiada architekt wnętrz, ingerując w życie ludzi, którym tworzy warunki do życia. To, czym się otaczamy potrafi sprawić, że człowiek prawdziwie się relaksuje i odpoczywa, potrafi się skupić, natomiast złe otoczenie przytłacza, a może nawet spowodować depresję. Każdy nowy projekt to ekscytacja i zarazem ogromne poczucie odpowiedzialności.
Mimo iż potrafimy projektować i mamy na koncie kilka wnętrz publicznych typu restauracje, kliniki itp. to jednak specjalizujemy się we wnętrzach dla indywidualnych klientów, choć to trudniejsza droga, w której również towarzyszy nam większa konkurencja. Jednak znów poszłam za głosem serca. Absolutnie fascynuje mnie człowiek, ciekawi mnie jak żyje, jakie ma nawyki, pragnienia i ograniczenia, czego się boi. Wyszukuję smaczki, gusta i dziwactwa osobowości, kreując wnętrza najbardziej osobliwe z możliwych. Znajduję przyjemność w zaspokajaniu tych oczekiwań poprzez wnętrza. Dawanie sprawia mi radość. Daję więc innym wszystko, co potrafię i wiem, co zresztą widać w naszych social mediach, że jeśli zrealizuję wnętrza odpowiadając na często nawet nieuświadomione potrzeby, klienci będą zadowoleni długo po zakończeniu naszej pracy, każdego dnia i to do mnie wróci ze zdwojoną siłą. Z tego powodu nie lubię projektować uniwersalnie, tam nie ma takiej gratyfikacji. Łatwo więc zrozumieć dlaczego wszystkie nasze projekty odzwierciedlają wyobrażenia klienta. To klienci są dla nas największą inspiracją. Przychodzą do nas z okruchami marzeń o tym, jak chcą mieszkać, z wycinkami z gazet lub zdjęciami inspiracji z portali, ze swoimi uczuciami, obawami i często osobliwym stylem życia, a my wszystkie te delikatne fragmenty potrzeb składamy w całość jak puzzle, filtrując przez zasady najlepszych praktyk wnętrzarskich, a także reguły ergonomii, kompozycji oraz finalnie przez naszą estetykę i wrażliwość. Zdrowa współpraca w zakresie kreacji wnętrz nie powinna wyglądać w taki sposób, że architekt jest egocentrycznym wizjonerem, który nie słucha klienta i nie zważa na jego potrzeby. Architekt, który na siłę forsuje swoje własne wizje, bez szacunku dla potrzeb inwestora, czy użyteczności wnętrza, to nie jest architekt premium i w mojej opinii taki ktoś nie powinien w ogóle wykonywać tego zawodu, ponieważ wyrządza szkodę klientom i psuje branżę. My widzimy się bardziej w roli przewodnika i przyjaciela. Jeśli pytasz o to, jak radzimy sobie z osobami, których preferencje nie mieszczą się w ramach dobrej estetyki, to bardzo rzadko zdarzają się nam takie przypadki. Przychodzą do nas głównie osoby świadome i pełne zaufania do naszej pracy.
Dziękuję za to pytanie! Projektowałam sztukaterię już 17 lat temu, kiedy nie była wcale popularna w Polsce, projektuję ją także dzisiaj i będę projektować zakładam do końca mojej kariery ponieważ jest to uniwersalne i ponadczasowe narzędzie służące kreacji wnętrz. Sztukateria używana od starożytności, od zawsze była symbolem statusu, władzy i elegancji. Może zmieniać formy, styl czy geometrię dekoracji, lecz nie wyjdzie z mody. Korzystają z niej świadomie w swoich wnętrzach ludzie świata biznesu, kultury, polityki, reklamy, a obecnie nawet influencerzy. Moim celem jest przybliżenie tego niezwykłego środka wyrazu większej liczbie osób, które chcą więcej, pragną otaczać się pięknymi przedmiotami i czują potrzebę przebywania w pięknych wnętrzach. Sztukateria wydaje się skomplikowana, lecz staram się odczarować jej zawiłości. Chcę podarować luksus szerszej grupie odbiorców, ponieważ głęboko wierzę, że dobre wnętrza dają dobre samopoczucie, a to wpływa na relacje międzyludzkie. To taki mój mikro wkład w poprawę świata. Chcę widzieć więcej dobrych wnętrz dookoła. Nie jestem w tym temacie samolubna, lubię dzielić się wszystkim, co potrafię i wiem, że zarówno dobro, jak i piękno wracają.
Jednym z większych błędów jest stawianie estetyki ponad wszystko. Jeśli wnętrze nie jest budowane z myślą o człowieku, oparte na wygodzie użytkowników, dobrych zasadach ergonomii, to nie będzie luksusowe. Błędem jest podporządkowywanie kwestiom wizualnym użyteczności wnętrza. Jeśli coś jest jedynie piękne, jak np. czarne lustrzane fronty w kuchni, lecz zupełnie niefunkcjonalne, to prędzej czy później właśnie ta niefunkcjonalność wpłynie negatywnie na poruszanie się w tym wnętrzu, co z kolei sprawi że człowiek będzie niewolnikiem w swoim własnym domu i to jest fatalne.
Kolejną kwestią, jaką uważam za błąd, jest uleganie trendom wnętrzarskim. Magazyny i portale nieustannie pytają mnie o bieżące trendy w urządzaniu wnętrz, w oświetleniu, w dekoracji ścian itp. Wnętrza mają wiele wspólnego z modą. Jednakże w przeciwieństwie do mody nie robimy remontów co sezon, cztery razu w roku. Jestem za zrównoważonymi wnętrzami na lata, używaniem szlachetnych, droższych materiałów, które pięknie się starzeją i wnętrzami w duchu “old money”. Uważam, że modne i trendujące dziś rozwiązania już za kilka lat mogą okazać się passe i trzeba będzie je wymieniać, bo zwyczajnie wyjdą z mody. To nierozsądne i kosztowne, a także wysoce nieekologogiczne. Dla mnie jedynym trendem we wnętrzach jest ponadczasowość.
Jedynie 2-3% układów rzutów deweloperskich, które do nas trafiają nie wymaga korekt. Niestety układy deweloperskie nie są przygotowywane z myślą o człowieku, lecz po to, by je sprzedać. Zawierają wiele mankamentów, a czasem poważne błędy, za które zwykle deweloper nie odpowiada. Brak przestrzeni gospodarczych, meble i wyposażenie w złej skali, które nie ma prawa się tam zmieścić, za małe szafy czy natryski itp. Zaczynamy każdy projekt od dokładnego przeanalizowania funkcjonalności zastanego układu i przygotowania 3-4 alternatywnych propozycji. Klienci są zwykle bardzo zaskoczeni jaki potencjał kryje się w zakupionych mieszkaniach oraz tym, w jakim stopniu jesteśmy w stanie uwzględnić ich potrzeby. To bardzo satysfakcjonujący dla mnie etap, w którym intensywnie biorę udział. Bywają takie układy, z którymi niewiele da się zrobić z uwagi na ograniczenia konstrukcyjne: okna, słupy, ściany konstrukcyjne. Jeśli klient przyszedłby z takim rzutem na etapie zakupu, wówczas odradziłabym zakup. Przychodzą klienci, którzy konsultują 3-5 rzutów, wówczas możemy porozmawiać o możliwościach i ograniczeniach danego wariantu i niejednokrotnie wychodzą ode mnie z innym rzutem niż pierwotnie zakładali. Często okazuje się, że wybieramy mniejsze metraże, co daje w prostej linii dziesiątki tysięcy złotych oszczędności, ponieważ to nie metraż ma wpływ na ustawność wnętrza.
Kilka lat temu podczas jednej z sesji coachingowych nazwałam moje główne wartości. Uważam, że każdy człowiek powinien się nad tym zastanowić, ponieważ wartości stanowią trzon osobowości, która staje się wówczas wyrazista i spójna, a także są kierunkowskazem, który pozwala podejmować trudne, lecz właściwe decyzje. Takie jak moja, kiedy zrezygnowałam z pracy, w której się nie spełniałam. Jedną z moich wartości jest piękno. Misja kreowania piękna przyświeca mi od samego początku i nie jest dla mnie jakimś abstrakcyjnym frazesem, lecz fizyczną odczuwalną energią, która poprawia komfort i jakość życia. Poprzez działalność w social mediach zauważyłam, że bardzo spełniam się w roli edukatora i przewodnika. Cieszy mnie, że wiele osób korzysta z mojej wiedzy. Nie wiem, dokąd mnie to zaprowadzi, ale czuję że w ten sposób mogę zmieniać życie ludzi na szerszą skalę.
Na początku to był przypadek, ale finalnie uważam to za plus. Bardzo uważnie dobieram osoby do zespołu. Stanowimy już tak mocny, zgrany team, że pilnuję aby przypadkowa jednostka nie zepsuła świetnie funkcjonującego organizmu. Ostatnia rekrutacja trwała prawie 12 miesięcy. Nie dyskryminuję mężczyzn, ale żaden ze zgłaszających się Panów niestety nie przeszedł okresu próbnego. Uważam, że kobiety są bardzo pracowite, zdolne i silne psychicznie. To bardzo wdzięczna praca, ale często okupiona stresem i presją – czasu i oczekiwań. Tutaj nie ma miękkiej gry. W kobiecym gronie czujemy się swobodnie. Można przyjść do pracy w dresie czy bez makijażu. Każdy może mieć gorszy dzień i to jest ok. Jest nas pięć kobiet, więc bywają także minusy tak bezwarunkowo damskiego teamu, ale mamy do siebie zaufanie, przyjaźnimy się, więc łatwiej nam zaakceptować słabszą formę koleżanki. Rozumiemy się i wspieramy. W tym jest nasza największa siła.